Każdy z nas to robi: dla własnej wygody i komfortu psychicznego, albo żeby nie
sprawić komuś przykrości. Od czasu do czasu, lub systematycznie. O czym mowa? O
kłamstewkach dnia codziennego, którymi raczy się wszystkich, również tych, na
których nam zależy.
Niedawno pisaliśmy już o tym zagadnieniu, ale w temacie samodyscypliny, a dziś trochę „z innej beczki”.
Ludzie kłamali i kłamać będą – nie mamy na to wpływu. Ale czy nie irytuje was, gdy okazuje się, że ktoś bliski (członek rodziny, czy też przyjaciel)
kłamie wam prosto w oczy? Rozumiem, że niekiedy wynika to z chęci ochrony. Bo
prawda potrafi zaboleć. Ale, czy to w trosce o nasze samopoczucie, czy z chęci
uniknięcia nieprzyjemnego tematu, fakt pozostaje faktem: ktoś dla nas ważny
nas okłamał. Oczywiście z założenia mamy się o tym nie dowiedzieć. Ale jeśli
znamy dobrze daną osobę, to często jest aż nazbyt oczywiste, że coś jest nie
tak.
Lepsza jest najgorsza prawda od najpiękniejszego kłamstwa. I można ją
przekazać delikatnie, a nie brutalnie. Prawdę mówiąc (a jest to
meritum tego posta), jestem już zmęczona i rozczarowana tymi pięknymi
kłamstewkami. Sama świadomość tego, że ktoś bliski nie potrafi znaleźć w
sobie na tyle odwagi, żeby być szczerym boli bardziej, niż rzeczywistość, którą
stara się ukryć. Jak mi mówiła babcia: „kłamstwo ma krótkie
nogi”… Święte słowa.
Z pewnością niejedna osoba przyzna mi rację. Można się tym zmęczyć. A jeśli nas to irytuje, to zwróćmy uwagę, czy sami nie wybieramy tej najprostszej dla nas ścieżki i,
dla odmiany, zacznijmy trzymać się prawdy ;)
Ewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za poświęcenie czasu na zapoznanie się z naszymi wpisami. Będziemy wdzięczni za każdy komentarz na ich temat.