Uwielbiam podróżować. Do tego stopnia, że jeśli zbyt długo
pozostaję w jednym miejscu, zaczyna mnie po prostu nosić i dzięki temu poznałam
Francję. Ostatnio pisałam o podejściu Francuzów do tego, co jest inne. I
obiecałam, że rozwinę temat jedzenia. Więc dzisiaj opowiem o ich podejściu do
posiłków.
Zacznę może od tego, że tak naprawdę, jadąc do Francji, nie spodziewałam się, takiego uporządkowanego podejścia do jedzenia. Generalizując, nie spotkałam tam ludzi, którzy by podjadali. I nie mówię tylko o osobach w rozmiarze XS. Posiłki je się o wyznaczonych porach dnia. Kropka. A na określone posiłki, określone rzeczy. Pomyślicie, że przesadzam? Generalizując – nie! Śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja. Prawda, że brzmi rozsądnie? Każdy dietetyk by się z tym zgodził. U nich nawet w radio i w telewizji co chwilę pojawia się reklama przestrzegająca, że nie powinno się podjadać, jeść słodkiego i słonego oraz że dziennie powinniśmy spożyć pięć porcji warzyw i owoców. Zdumiewające.
Śniadanie w stylu francuskim: płatki z mlekiem, jogurt, jakiś owoc, sok, kawa, ewentualnie herbata. A ja przyzwyczajona byłam do jedzenia kanapek z szynką, z pomidorem… I tu w ogóle spotkało mnie rozczarowanie, bo jeśli mowa o kanapkach, to w domach nie jada się ich zbyt często. Raczej kupuje się je na wynos w jakimś małym bistro, gdy trzeba coś na szybko zjeść w trakcie pracy.
Obiad. Jak pisałam ostatnio, jeśli chcecie zjeść go w
restauracji, to tylko między godziną 12 a 14. Przy tym posiłku nie mam zbyt
wiele uwag. Może tyle, że niektóre rodziny traktują go bardziej jak nasze
drugie śniadanie. Ale jeśli wybieracie się do jakiegoś lokalu, to bez obaw,
będzie to ciepły posiłek.
Podwieczorek wygląda tak, jak u nas, czyli je się coś na
słodko i jakiś owoc.
Następnie mamy kolację. Jak dla mnie nawet w Polsce każdy je
na nią coś innego. Jedni na ciepło, inni kanapki, ktoś inny na słodko. We
Francji jest to raczej ciepły posiłek, ewentualnie coś bardzo lekkiego, jak
sałata z szynką, oczywiście z bagietką. Ale wydaje mi się, że kolacja jest tam
postrzegana jako główny posiłek dnia, a u nas jest to raczej obiad. Dlatego
też, gdy wzięłam sobie kiedyś jogurt z płatkami wieczorem, zostałam chyba
uznana za mało rozsądną, łagodnie mówiąc.
Jak dotąd nic aż tak wyjątkowego, prawda? No to opiszę może
trochę sam rytuał jedzenia. Dlaczego akurat nazwałam to rytuałem? Ponieważ,
jeśli jest to posiłek w ciągu dnia wolnego, Francuz się nie spieszy. Uściślę,
że chodzi o obiad i kolację. No więc umawiamy się, że obiad jemy o godzinie 13.
Przychodzimy i co? A na stole orzeszki, chipsy, krakersy itp. Oczywiście do
tego szampan, białe słodkie wino, whisky, Martini i tego typu trunki. Skonsternowany?
Nie dziwię się. Gdy pierwszy raz wróciłam do Polski po półrocznym pobycie w
Paryżu, zaprosiłam najbliższą rodzinę i wydałam obiad w stylu francuskim.
Powiem tylko tyle, że szwagier zapytał się, czy aby na pewno zaprosiłam ich na
obiad, bo on się krakersami nie naje. Więc już Was uspokajam – jest to apéritif.
Jak napisałam wcześniej, mówimy tu o dniu wolnym, o wakacjach, o obiedzie z
przyjaciółmi, z rodziną, lub o wyjściu do restauracji. Tak więc z założenia się
nie spieszymy, tylko rozkoszujemy się towarzystwem, możliwością dyskusji i po
prostu spędzamy razem czas, nie spiesząc się, przypominam.
Ile trwa taki aperitif? Nawet około godzinę. Ja osobiście,
zanim zasiądę do stołu, jestem już najedzona tymi przekąskami. Następnie (w
końcu!) zasiadamy do stołu. I co teraz? A no najpierw przystawka. Nasze
pierwsze danie, w postaci zupy, można uznać za przystawkę. Ale przystawki w
Polsce również się serwuje, więc to forma to nic nadzwyczajnego. Następnie
danie główne. U nas tradycyjny schabowy z ziemniakami i z surówką. A tu? Niby
podobnie, a jednak inaczej. Surowych warzyw do dania głównego się nie je.
Warzywa, i owszem, ale ugotowane, usmażone, czy w inny sposób przetworzone. I
ziemniaki, czy ryż, nie stanowią połowy posiłku, tylko są naprawdę traktowane
jako dodatek. Oczywiście nie zapominamy, że jesteśmy na wakacjach i trzeba się
zrelaksować. Trochę alkoholu nie zaszkodzi. Czyli wino w roli głównej. Wytrawne
dodam i w większości przypadków – czerwone. Ale dla mnie wybór odpowiedniego
wina jest czarną magią. Myślałam, że wybór pomiędzy białym, różowym i
czerwonym, słodkim, czy wytrawnym, to wszystko. Ale okazało się, że to zaledwie
wierzchołek góry lodowej, w związku z czym, zawsze się zdaję na Francuzów.
Danie główne zjedzone, to teraz pora na surowe warzywa,
czyli sałata w roli głównej. Oczywiście nie sama, tylko z winegret i w
towarzystwie pomidorów lub tego typu warzywek. Niektórzy w tym samym czasie
podają sery. Jeśli ser – to tylko z bagietką, ewentualnie z chlebem. Nie
dodałam jeszcze, że pokrojona w spore kawałki bagietka, spoczywa sobie przez
cały ten czas w koszyku na stole. Tak jak karafka z wodą. Jak tylko
zasiądziecie w restauracji i nie skusicie się na apéritif, kelner przyniesie do
stolika koszyk z pieczywem i karafkę z wodą, nie zapłacicie za to, bo jest to
wliczone w serwis. Natomiast, jeśli poprosicie wodę w butelce, będzie trzeba za
nią zapłacić. Wracając do bagietki. Nie miałam zwyczaju jedzenia chleba do
obiadu, więc mnie to zdziwiło. Natomiast Francuzi sami się o nią upomną, jeśli
jej nie będzie. I przyznam, że jest to praktyczne, bo nic tak nie zbiera
pysznego sosu z talerza, jak właśnie bagietka.
Zjedliśmy sery, to teraz pora na deser. I tu oczywiście coś
słodkiego z kawą. A to ciacho, a to lody, a to jakieś inne łakocie. Jak to zmieścić?
Oj bywa ciężko… Niby nic takiego, bo u nas u cioci na imieninach też jest
mnóstwo przysmaków. Ale, nie wiem jak Wy, ja nie jadam w ten sposób zawsze, gdy
mam okazję, a Francuz już tak. I w dodatku ta kawa na zakończenie – jeśli to był
obiad, to rozumiem. Ale co, gdy to była kolacja na 20? Teraz jest już gdzieś ok.
godziny 23. Jak tu później zasnąć po takim obżarstwie i dawce kofeiny? I tu
zawsze zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że Francuzi są stosunkowo
szczupłym narodem? Bo ja po każdej wizycie u nich, lub po pobycie z grupą
francuską w Polsce, mam kilka kilo w nadmiarze.
Teraz już chyba rozumiecie, dlaczego wcześniej użyłam słowa „rytuał”?
Powiem szczerze, że bardzo mi się podoba taka celebracja posiłku. Wszystko ma
swój czas i miejsce, a my rozkoszujemy się towarzystwem i nie spieszymy się z
niczym. Tego moglibyśmy się od nich nauczyć, bo nawet w czasie wakacji, gdy
mamy się zrelaksować, nie celebrujemy wspólnych posiłków. Po prostu jemy i
tyle.
Może następnym razem, gdy będziecie mieli wolny dzień,
postarajcie się uczynić z posiłku rodzinnego coś więcej, niż szybki obiad. Nie
mówię tu o ilości jedzenia, ale o całej otoczce, która sprzyja rozluźnieniu,
wymianie myśli i po prostu wzmocnieniu więzi z bliskimi nam osobami.
Smacznego
Ewa
Dzięki Ewa za ten artykuł. Wiele przydatnych i ciekawych informacji! Jestem całym sercem za wspólnym jedzeniem posiłków w rodzinnym gronie. Czekam na więcej ciekawostek z Francji... pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moje doświadczenia mogą być pomocne :) Zapraszam już za tydzień na kolejną porcję informacji z życia wziętych.
OdpowiedzUsuńEwa