Wyprowadzeni z
równowagi? Weźmy głęboki wdech i wracajmy do niej. Byle szybko! Tyle możemy dla
siebie zrobić (a przy okazji dla otoczenia :) ).
Dziecko znowu przy
komputerze, brak zrozumienia ze strony rodziców, mąż który nie domyślił się i
nie wyrzucił śmieci, czy żona nie dająca spokoju z pomalowaniem płotu? Jednym słowem
rodzina, kochająca i tak bardzo kochana przez nas - więc o co chodzi?! To
właśnie od niej oczekujemy współpracy, troski i dobrych chęci, a niestety to
nasi najbliżsi często powodują, że nerwy nas biorą. A jakbyśmy spojrzeli na to
z drugiej strony? Może to my oczekujemy cudów, może dajemy sobie prawo do
narzucenia zmian i to tych daleko idących: zmian charakteru, osobowości,
poglądów drugiego człowieka, jednocześnie cały czas twierdzimy, że jesteśmy
niezwykle tolerancyjni, ugodowi i oczywiście akceptujemy każdego takim, jakim
jest.
Jeśli sprawa jest dla
nas naprawdę istotna, to nie zgadzajmy się ślepo na wszystko dla świętego
spokoju, bo unieszczęśliwiając siebie, na pewno nie ukoimy naszych nerwów.
Wyłóżmy kawę na ławę, spróbujmy porozmawiać podkreślając to, co dla nas ważne,
o naszych odczuciach i oczekiwaniach. Spróbujmy zrobić to spokojnie i szczerze.
Kiedy jednak błahostki dnia codziennego wprowadzają zamęt i niepotrzebne nerwy,
to wrzućmy na luz. Często te sprawy niewarte są naszych nerwów, stresu –
pisałam kiedyś o jego destrukcyjnym działaniu, skutki są niemiłosierne.
Odpuśćmy.
I cieszmy się dniem. Każdym!
Kiedy uporządkujemy
niepokoje rodzinne, to żadna inna sprawa nie przeszkodzi nam, by cieszyć się
naszym życiem. Bo to właśnie wśród najbliższych uzyskamy ukojenie po męczącym
dniu.
Zadbajmy o najbliższych,
zadbajmy o siebie. A w chwilach nerwówki, powtarzajmy sobie jak mantrę słowa,
które wprowadzą spokój i równowagę. Zamknijmy na chwilę oczy, uspokójmy oddech
i powtórzmy sobie kilka razy, że nie dzieje się nic, czego za chwilę nie
moglibyśmy rozwiązać. A tylko spokój może nas uratować. I uśmiechnijmy się do
siebie, to doda nam otuchy (szczególnie przed stresującymi rozmowami).
Zapanujmy nad swoimi
nerwami, inaczej inni zaczną nas postrzegać jako kłótliwych choleryków, w
dodatku gburowatych. I jeszcze zaczniemy w to wierzyć, i tak nam już zostanie. Nie
ryzykujmy :).
Pokażmy im wszystkim! Pokażmy,
że jesteśmy pozytywni, radośni, szczęśliwi, że potrafimy dzielić się tym
wspaniałym uczuciem z innymi (a oni z pewnością odwdzięczą się tym samym).
Spokój i równowaga, w
ten sposób zawsze znajdziemy rozwiązanie. Bo zawsze jest jakieś rozwiązanie.
Izabela
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za poświęcenie czasu na zapoznanie się z naszymi wpisami. Będziemy wdzięczni za każdy komentarz na ich temat.